Propozycje nowych regulacji komentuje Krystian Wesołowski
Wbrew obawom podatek handlowy nie powinien uderzyć znacząco w rodzimy e-commerce. Miesięczny obrót zdecydowanej większości polskich e-sklepów nie przekracza 1,5 mln zł, co oznacza, że raczej nie grozi im dodatkowe zobowiązanie wobec państwa.
Z nowym podatkiem - jeśli faktycznie wejdzie w życie, bo prace nad projektem trwają od kilku miesięcy i jego założenia ciągle się zmieniają - będą musiały się uporać głównie średnie (od 1,5 do 17 mln obrotu miesięcznie) i duże sklepy (powyżej 17 mln zł) oraz nieliczni giganci przekraczający 170 mln zł obrotu miesięcznie. Dla nich przygotowano odpowiednio 0,4 proc., 0,8 proc. lub 1,4 proc. podatek handlowy.
Rozważana jest również alternatywna stawka liniowa z kwotą wolną do 17 mln zł i stawką 0,9 proc. Ta propozycja – do której bardziej skłaniają się przedstawiciele polskich firm handlowych – dotyczy maksymalnie 15 proc. wszystkich polskich e-sklepów. Zdecydowana większość polskich e-sklepów ma obroty nie tylko poniżej 1,5 mln zł, ale bardziej poniżej 0,5 mln zł miesięcznie. Oczywiście jest to prognoza na dziś, bo warto pamiętać, że branża rośnie, według różnych źródeł, o 15 proc. rocznie.
Poważnym argumentem przeciwko najnowszemu projektowi jest fakt, że podatek handlowy nie będzie obejmował zagranicznych e-sklepów, bo w praktyce nie da się tego sensownie zrobić. Polskie sklepy mogą zatem stać się mniej konkurencyjne na europejskim rynku, i to teraz, gdy coraz więcej polskich firm zaczęło z powodzeniem oferować swoje towary lub usługi za granicą.
Warto mieć także na uwadze, że internet, ze względu na swoją transgraniczność, jest sferą trudno poddającą się regulacjom. Co więcej, regulacje europejskie - takie jak przyjęta niedawno unijna dyrektywa PSD2 - zmierzają raczej do standaryzacji i ułatwiania wewnątrzunijnej wymiany e-gospodarczej, niż wspierania specyficznych, krajowych regulacji.